La Sesame, czyli skarbiec moich książek i kilka słów o nich :D

wtorek, 29 lipca 2014

Harry Potter i Więzień Azkabanu



J. K. Rowling - "Harry Potter i Więzień Azkabanu"

      "Harry Potter i Więzień Azkabanu" był, jest i będzie jeszcze długo bezsprzecznie moją ulubioną książką. W związku z tym dość ciężko jest mi ją ocenić; to tak, jakby poprosić maniaka czekolady o obiektywną recenzję brownie :) Jak zwykle jednak coś napiszę, bo przecież nie wypada przeczytać i tłumić w sobie te wszystkie emocje...

      Trzecia część cyklu jest już nieco większa objętościowo od pierwszych dwóch książek, choć nie może się równać z 900 - stronicowym "Zakonem Feniksa" - ot, 450 stron, dla wytrawnych czytaczy porcja na jeden dzień. Biorąc pod uwagę lekki styl Rowling nie mogę się dziwić, że przebrnięcie przez nie zajęło mi jeden wieczór, choć może to kwestia tego, że tak się wciągnęłam. Książka jest też dużo dojrzalsza i mniej bajkowa niż poprzedniczki; czyta się ją już nie jak opowieść o dzieciach, lecz nastolatkach, w dodatku, jak dla mnie, nad wyraz dorosłych na swój wiek.

      Są takie książki, które możemy czytać raz za razem i nigdy nam się nie znudzą. Ta należy właśnie do takiej kategorii :P Czym właściwie mnie zauroczyła? Cóż, wartką, ciekawą akcją, świetnymi bohaterami, niesamowitą, nieco mroczną atmosferą... Dzieje się dużo, Hogwart ma nam coraz więcej do zaoferowania - na każdym kroku odkrywamy nowe sekrety świata czarodziejów, od Mapy Huncwotów, przez Azkaban, po Hogsmead. Z każdym tomem rozrasta się on coraz bardziej, wciągając czytelnika w wir zaklęć i budząc coraz silniejsze pragnienie przeżycia tego, co bohaterowie. W tym tomie poznajemy dementorów, przeżywamy lekcje obrony przed czarną magią z profesorem Lupinem i dowiadujemy się nieco o rodzicach Harry'ego.

      Zdecydowanie jednym z moich ulubionych fragmentów jest opowieść o Huncwotach. Przeszłość ojca głównego bohatera oraz jego przyjaciół zawsze wydawała mi się niezmiernie ciekawa. Zostajemy wprowadzeni głębiej w szczegóły tajemniczych zdarzeń sprzed 12 lat, ujawnione są nowe, coraz ciekawsze fakty na ten temat. Dodatkowo pojawia się nowy, wspaniały bohater - mój ukochany Syriusz Black. Zawsze podziwiałam jego determinację, lojalność i wiarę w przyjaciół. Syriusz nauczył mnie, że dla bliskich trzeba się poświęcać, bo bez nich nasze życie traci sens. Mimo wad zawsze podziwiałam go jako człowieka - jest w moich oczach tak żywy, jakby nie był wcale papierowym wytworem wyobraźni autorki, a osobą z krwi i kości.

      Pojawia się też wątek podróży w czasie - ponadczasowy i ciekawy bez względu na formę, choć zazwyczaj problematyczny, bo ciężko uniknąć przy nim błędów. W tym przypadku takowych nie znalazłam, choć może skupiałam się na czym innym podczas czytania. Zmieniacz czasu wnosi do historii coś innego, daje nowe możliwości i rozwija akcję, która przyspiesza i robi się coraz bardziej interesująca.

      Mimo że książka jest dość mroczna, jest to jedyny tom, w którym nie pojawia się Voldemort. Dla niektórych może być to minusem, dla mnie jest to raczej pozytywny fakt - nareszcie mamy jakiś oddech, brak schematu. Wszystko skupia się na ucieczce Syriusza z Azkabanu i to wokół tego wątku zbudowana jest cała akcja.

      "Więzień Azkabanu" to pozycja bez wątpienia niezwykła, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Czytać ją można bez przerwy, bo wciąga niesamowicie - miewałam problemy z odłożeniem jej chociaż na chwilę, nawet po zakończonym rozdziale. Czytając, dosłownie czujemy się jak bohaterowie - przeżywamy to, co oni, zaczynamy myśleć z ich perspektywy, mamy nawet wrażenie, że sami bierzemy udział w ich przygodzie. I taka właśnie powinna być dobra książka - trzymać w napięciu, nie dać się oderwać i pozwalać poczuć się jak w centrum opisywanych wydarzeń. To pozycja idealna na każdą porę roku, dnia czy nocy, mądra, ale równocześnie przyjemna - lektura obowiązkowa dla każdego fana fantastyki :3 Polecam przeogromnie i daję zasłużone 6+/6 ;D


piątek, 25 lipca 2014

Harry Potter i Komnata Tajemnic

Wyświetlanie zdjęcie.JPG

J. K. Rowling - "Harry Potter i Komnata Tajemnic"


Kolejna część "Harry'ego..." przeczytana, pora więc na krótkie sprawozdanie :P

      Nie ma co się rozpisywać - co do tego, że jest to moja ukochana seria, nic się nie zmieniło. Tę część lubię szczególnie, gdyż w sumie to od niej zaczęła się moja przygoda z Chłopcem, Który Przeżył. Pisałam wcześniej, że gdy miałam siedem lat, dostałam "Kamień Filozoficzny"; nie wspomniałam jednak, że jeszcze przedtem zetknęłam się z Harrym, oglądając na TVNie właśnie "Komnatę Tajemnic". Wprawdzie wiele z filmu nie zrozumiałam, ale jak dziś pamiętam, że najbardziej podobała mi się scena z wózkiem wpadającym na barierkę między peronami 9 i 10 ;)

      Książka czytana pomiędzy gotowaniem obiadu dla rodziny, zajadaniem lodów i wyprawami na basen, a czasem, co było najprzyjemniejsze, na leżaku, z kocem i kubkiem herbaty, budziła we mnie coraz nowsze wspomnienia. Przypuszczam, że to cecha wszystkich książek - kiedy czytamy je któryś raz, przypominamy sobie momenty, w których robiliśmy to wcześniej. Jak mawiał pewien bohater "Atramentowego serca", "Wspomnienia najlepiej trzymają się kart pokrytych drukiem" ^^ Drugą część serii pani Rowling przypomina mi dawne wakacje, plażę w Chorwacji, lody orzechowe... Kto by nie lubił takiej powieści?

      "Komnatę Tajemnic" lubię zdecydowanie bardziej niż "Kamień Filozoficzny". Choć główny bohater jest w podobnym wieku, da się dostrzec, że powieść robi się dojrzalsza; nie jest już pisana stricte pod najmłodszych czytelników. Swoją drogą, trzeba być naprawdę świetnym pisarzem, by język książki potrafić płynnie zmieniać i z każdą kolejną częścią dopasowywać do poziomu pierwszoplanowej postaci, która przecież jest od pisarki dużo młodsza. Zawsze podziwiałam autorów, którzy "dorastają" wraz ze swoim bohaterem - muszą być bardzo inteligentni i empatyczni. Dzięki nim postać dojrzewa na oczach czytelnika, co robi na mnie duże wrażenie.

      Za co tak bardzo lubię drugą część? Cóż, przede wszystkim za akcję i tajemnicę - legenda o Komnacie Tajemnic jest naprawdę ciekawa, bazyliszek i jego kolejne ofiary przywodzą na myśl prawie kryminał, a to przecież wszyscy w książkach lubimy - zagadkę, którą trzeba rozwiązać wraz z bohaterami. Mamy okazję dowiedzieć się sporo o historii Hogwartu i poznać nieco głównego wroga Harry'ego, Voldemorta. Nareszcie robi się ciekawie... No, a poza tym, pojawia się pierwszy horkruks - zaczyna się zabawa!

      Wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, która zawsze powodowała u mnie podziw dla autorki i jednocześnie wpędzała w kompleksy, że ja czegoś takiego nie wymyśliłam. Jak genialnym trzeba być, żeby z Lorda Voldemorta stworzyć Toma Marvolo Riddle'a - imię nie dość, że sensowne i dobrze brzmiące, to jeszcze z podtekstem, bo "riddle" to przecież "zagadka"? Naprawdę, zazdroszczę geniuszu i chylę głowę :P

      Czego nauczył mnie drugi tom przygód Harry'ego, Rona i Hermiony? Oczywiście tego, co pierwszy, a także szacunku wobec innych bez względu na pochodzenie - książka porusza w końcu problem nietolerancji, bo pod wyzwisko "szlama" i bzdury o czystości krwi  możemy podstawić niemal każdą rasistowską teorię - oraz paru innych, nieco mniej ważnych rzeczy, jak to, żeby zawsze nosić ze sobą lusterko, bo za rogiem może pojawić się bazyliszek (tak, żartuję :P). Poza tym, wreszcie dowiedziałam się, jak wygląda kolor akwamarynowy! Ach, jeszcze dwie ważne sprawy: "To nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności" - mądre i dające do myślenia zdanie, pokazujące nam, że sami mamy wpływ na nasze życie - to, kim jesteśmy, nie ogranicza nas, a wręcz przeciwnie, daje nam pole manewru; zawsze mamy jakiś wybór. No i pouczenie pana Weasleya: "Nigdy nie ufaj nikomu i niczemu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg": moim zdaniem przydatne szczególnie dziś, w czasach wirtualnej przemocy i wszechobecnego internetu.

      To by było chyba na tyle - nie ma się co rozpisywać, przede mną jeszcze pięć części, w tym mój ukochany "Więzień Azkabanu" :D Potwór Slytherina został zabity, Puchar Domów zdobyty, a przed nami jeszcze miesiąc wakacji, z których radzę w pełni skorzystać :> Może czytając serię o uczniach Hogwartu? Kto wie - zawsze macie wybór, a ja mam nadzieję, że was do tego zachęciłam.

PS: Książkę czytałam w towarzystwie pysznych lodów z oreo, na które przepis możecie znaleźć na moim drugim blogu https://yellowmykitchen.blogspot.com

środa, 23 lipca 2014

Maraton filmowy

Wyświetlanie zdjęcie.JPG

Maraton filmowy

      Są ludzie, którzy twardo stąpają po ziemi i lubią żyć w realnym, całkowicie pozbawionym niezwykłości świecie. Są też tacy, którzy bywają w bibliotekach i kinach, ale nie przywiązują do tego zbyt wielkiej wagi. I są osoby, które, zapytane, wymienią paręset wymyślonych światów, do których chciałyby się przenieść i kilkadziesiąt postaci, które absolutnie uwielbiają, pomimo tego, że nie istnieją. Ja należę do tej trzeciej kategorii. Pasję do książek mam od dzieciństwa, kocham też chodzić do kina i oglądać filmy. Zaraziłam się tym chyba od mamy :P Zawsze byłam pod wrażeniem tego, jak reżyser i aktorzy mogą przenieść nas w zupełnie inny świat, sprawić, że zaczynamy wczuwać się w życie bohaterów i przejmować ich losem. Niektórzy twierdzą, że oglądanie filmów to głupota i życie iluzją; ja uważam, że to świetny sposób na odwrócenie swojej uwagi od codziennych problemów i fajna rozrywka! Dlatego wczoraj postanowiłam urządzić sobie z siostrą krótki maraton filmowy :D

Zwykle nie piszę recenzji filmów i teraz też nie będę. Powód jest prosty: nie potrafię. Chciałabym jednak podzielić się z kimś moimi odczuciami co do obejrzanych wczoraj pozycji.



Niezgodna

      Film, jak pewnie większość wie, jest ekranizacją bestselleru Veroniki Roth o tym samym tytule. Książka podobała mi się, antyutopie to moje klimaty, zaraz po fantasy. Jeżeli chodzi o film, uważam, że został przeniesiony na ekran z dużą precyzją i zadowalającym efektem; choć kilka szczegółów jest pominiętych lub zmienionych, przyjemnie się go ogląda. Poza tym, uwielbiam Shailene Woodley jako Tris - uważam, że fizycznie bardzo pasuje do tej roli (i jest naprawdę prześliczna), a i charakter głównej bohaterki odegrała bez zarzutów. Nieco mniej przypadł mi do gustu Theo James w roli Cztery, szczególnie pod względem wizualnym. No i Ansel Elgort jako Caleb! Kiedy występował w jednej scenie z Shailene, chciało mi się krzyczeć „To Augustus i Hazel, ludzie!“ :) (Dla niewtajemniczonych - zagrali w filmie „Gwiazd naszych wina“ parę nastolatków chorych na raka). Poza tym, film ma dynamiczną, wciągającą akcję, dużo się dzieje i nie da się przy nim nudzić. Jest wiele brutalnych scen, ale w przypadku „Niezgodnej“ uważam to za plus - jest realnie i zgodnie z książką. Oczywiście ekranizacja ta zyskuje też dzięki świetnej muzyce i scenografii (chociaż stroje Altruistów są okropne). Podsumowując: polecam wielbicielom akcji i fanom książki - nie będziecie zawiedzeni :>
Ocena: 5/6



Dary Anioła: Miasto Kości

      Tu sprawy mają się już nieco gorzej ;( Film również jest ekranizacją, powstał na podstawie książki C. Clare, którą osobiście uwielbiam. Niestety nie podobał mi się aż tak bardzo jak pierwowzór. Właściwie nie potrafię podać jednego, konkretnego powodu; sporo rzeczy po prostu mi nie grało. Jeśli chodzi o zgodność z powieścią, myślę, że spokojnie można by film porównywać do ekranizacji serii o Harrym Potterze: szczegółów ominiętych tyle, że aż boli, nowe, zupełnie bezsensownie dodane sceny (pianino, Bach i portal: ja się pytam, co???), poplątana i nieprzejrzysta akcja... Denerwowały mnie wstawki z drugiej i trzeciej części trylogii, a także zupełnie nieadekwatni do pierwowzoru bohaterowie. Lily Collins nie była zła, choć czasami miało się ochotę krzyknąć „Clary, weź się w garść!“. Książkowa Clarrisa nie była chyba aż tak nieporadna :D Z góry przepraszam wszystkie fanki, ale Jamie Campbell - Bower jako Jace to zupełnie nietrafiony wybór - nie pasował ani z wyglądu, ani z charakteru do odgrywanej postaci. Może to kwestia ostrego treningu na planie filmowym, ale tak wychudzonego Jace’a w życiu sobie nie wyobrażałam. Co do gry aktorskiej: może nie jestem ekspertem, ale dla mnie kompletnie nie czuł swojej roli: zabawne fragmenty wygłaszał jak mowę pogrzebową (w efekcie sceny, na których w książce turlałam się ze śmiechu, tu kwitowałam zaledwie uśmiechem), a te wzruszające, emocjonalne odgrywał jak drewno. Był jeszcze Alec - ten nieśmiały, udręczony Alec, który na ekranie był chamski i ordynarny za dwóch. Jednak największą porażką okazał się moim zdaniem Valentine, który z wyrachowanego, zimnego manipulatora został przeistoczony w psychopatę o wyglądzie mafiosy. Owszem, Valentine był zły, ale w jakiś sposób kochał jednak Jace’a i nie wyobrażam sobie jego książkowej wersji uderzającej głową syna o pianino. Na szczęście wszystko uratował Robert Sheehan, wczuwając się w Simona tak idealnie, że udało mi się go polubić :D No i wielki minus za brak pełnej historii o sokole!
Mogłabym rozpisywać się o tych wszystkich nieścisłościach jeszcze dłuuugo, ale w gruncie rzeczy nie mam ochoty już tego rozwlekać. Film mimo wszystko nie był zły, zaplusował muzyką i scenografią (Instytut był nieziemski!), a także wartką akcją (momentami może zbyt wartką: oglądająca ze mną siostra, która nie czytała książki, nie zrozumiała z filmu zupełnie nic, tłumacząc, że nie nadąża za tym wszystkim...). Nie oczekuję w napięciu kontynuacji; wolę raczej zadowolić się ponownym przeczytaniem powieści. Mimo wszystko jednak uważam, że dla fanów pani Clare może być to niezła rozrywka, o il tylko nie mają zbyt wygórowanych oczekiwań. Daję 3/6.



Van Helsing

      Film akurat na wieczór: lużny, niezobowiązujący, niezbyt skomplikowany, za to dynamiczny, ciekawy i, cóż, po prostu fajny! Nie jest częścią żadnej serii, więc można go oglądać bez znajomości jakichś faktów, łatwo też wszystko zrozumieć, bo historia jest tworzona od razu pod scenariusz filmowy. Akcja jest bardzo szybka, nie nudzi się. Wszystko zaczyna się od wstawki z Frankensteina, by przejść bez niepotrzebnych przerw w walkę Van Helsinga - poszukiwanego zabójcy potworów, Lewej Ręki Boga. Pracuje on dla zakonu rzymskiego, który zajmuje się unicestwianiem zła w postaci najróżniejszych monstrum. Przewodnim wątkiem filmu jest poszukiwanie przez głównego bohatera i Annę, rumuńską księżniczkę, hrabiego Drakuli.

      Wszystko dzieje się szybko, jest dużo walki i mordowania potworów. Gdybym miała określić gatunek filmu, postawiłabym na coś pomiędzy niezbyt strasznym horrorem a fantasy. Główny bohater ma w zanadrzu mnóstwo sztuczek i nie da się go nie polubić. Jest zawadiacki, uroczy i odważny, a ten Hugh Jackman... Anna też jest ciekawą postacią, silną i dzielniejszą od większości znanych nam z filmów kobiet. Denerwowała mnie nieco, bo wciąż ją ktoś porywał - taki mały kompleks Mary Jane ;) Interesujący jest też Frankenstein zupełnie odmienny niż ten, którego znamy z przerażających opowieści. No i oczywiście David Venham jako prawa ręka Van Helsinga, mój ukochany Faramir z Władcy Pierścieni z krótką grzywką ^^

     Scenografia przypomina typowy horror - stare zamki, cmentarz i mroczne lasy tworzą świetne tło dla licznych fantastycznych elementów filmu. Każdy wampir świetnie by się tam poczuł :>

      Suma sumarum, "Van Helsing" to naprawdę fajna odskocznia od codzienności - jeżeli chcecie poczuć na plecach oddech wilkołaka czy spojrzeć w oczy oblubienicy wampira, to coś dla was ;) Niespecjalnie ambitny, ale też dzięki temu prosty i nienadumany, nadaje się na leniwe nocne oglądanie, z popcornem i paczką chusteczek dla wrażliwszych (koniec jest smutny :C) Polecam każdemu fanowi fantastyki :>
Ocena 5-/6



Sindbad: Legenda siedmiu mórz

 Co tu dużo gadać - po prostu najfajniejsza bajka mojego dzieciństwa!

      Macie czasami tak, że po obejrzanym filmie zadajecie sobie pytanie: czemu mnie nie spotkało coś takiego? Ja mam właśnie tak po większości bajek :D Mimo nieprzystającego wieku lubię czasem obejrzeć coś Disneya czy Dreamworks i zawsze potem dopada mnie smutek, że prawdziwe życie tak nie wygląda. Mam też kilka bajek, które oglądałam całe dzieciństwo, i "Sindbad" jest jedną z nich. To coś idealnie dla mnie, przygody, piraci, romans, grecka bogini, no i przystojny, wygadany główny bohater ;D Oj tak, Sindbad był pierwszą wielką miłością mojego życia - kiedy miałam 5 lat, nie znałam jeszcze Viggo Mortensena XD Teraz przypomina mi nieco Flynna Ridera :> Zresztą wszyscy bohaterowie są super - cała załoga, naiwnie szlachetny Proteus, odważna Marina, której kłótnie z Sindbadem są tak urocze, że nie mogę wytrzymać, a nawet wredna, egoistyczna Eris. Jeśli chodzi o animację, jest nieco dziwna - połączenie komputerowych potworów z tradycyjnymi, rysunkowymi postaciami tworzy kontrast, do którego trzeba chwilę się przyzwyczajać. Za to muzyka... jej, muzyka jest nieziemska <3

      Nie będę się dłużej rozpisywać - przy bajkach jestem ciut nieobiektywna, bo niepoprawna ze mnie marzycielka i romantyczka ^^ Ocena też jest mało sprawiedliwa, kocham "Sindbada" za bardzo, żeby postawić coś innego niż 6/6 :3


środa, 16 lipca 2014

Harry Potter i Kamień Filozoficzny



J. K. Rowling - "Harry Potter i Kamień Filozoficzny"

"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie"

"Ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze"

      Macie takie książki, bez których nie wyobrażacie sobie dzieciństwa? Historie, które przeczytane dawno temu pozostają z wami aż do dzisiaj i nie potraficie z nich wyrosnąć? Opowieści, wraz z którymi dorastaliście i które były waszymi pierwszymi po rodzicach nauczycielami? Ja mam kilka, a jedną z najważniejszych jest z pewnością seria o Harrym Potterze.

      W każde wakacje nachodzi mnie taka chwila, gdy myślę, że chciałabym być wiecznie dzieckiem. Latem wszystko wydaje się tak łatwe i przyjemne, dni są ciepłe i leniwe... Zawsze wtedy sięgam kolejny raz po całą serię pani Rowling, przypominam sobie wszystko od nowa; znam te książki niemal na pamięć, a i tak za każdym razem bawię się z nimi tak samo dobrze. Tak zrobiłam i w te wakacje.

      Obiecałam sobie, że będę umieszczać na blogu recenzję każdej przeczytanej książki. Dlatego długo myślałam nad napisaniem recenzji "Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego", którego właśnie przeczytałam. W końcu jednak uznałam, że nie potrafię - mam zbyt wielki sentyment do tych książek, by je oceniać, pisać o stylu autorki czy bohaterach. Mogę najwyżej napisać, czym dla mnie są te książki i co czuję, gdy je czytam, i tym zajmę się w tym poście.

      Pierwszą część "Harry'ego..." dostałam w wieku siedmiu lat od cioci, która sama była zaciekawiona wykreowanym przez J.K. Rowling światem. Przeczytałam i... wpadłam :D Byłam tak zachwycona Hogwartem, że gdyby mnie ktoś spytał, pewnie bez wahania bym tam zamieszkała, podobnie zresztą jak prawie każdy fan tej serii. Urzekła mnie atmosfera książki, a także mądrzy i przemyślani bohaterowie, z których każdy miał własny charakter i historię. Wtedy jeszcze nie patrzyłam na książkę kategoriami stylu, akcji itd., ale czytało mi się ją wyjątkowo lekko i, mimo że 350 stron to dla siedmiolatki niemało, przebrnęłam przez nią w parę dni.

      "Kamień Filozoficzny" jest specyficznym tomem, ponieważ napisany jest głównie z myślą o dzieciach. Jak to się jednak dzieje, że w dużej mierze właśnie dorośli (albo prawie dorośli, jak ja ;D) się w nim zaczytują? To już chyba zasługa magii tej książki :D Widać jednak, że ta część cyklu skierowana jest do młodszych - język nie jest zbyt skomplikowany, a wszystko jest jasno i prosto wytłumaczone. Przez strony powieści przebija bajkowość, autorka dopiero wprowadza nas w zaczarowany świat. Wydarzenia nie są też tak brutalne jak w następnych częściach.

      Czego nauczył mnie "Harry Potter i Kamień Filozoficzny"? Może jeszcze nie głębszych prawd życiowych, ale ważnych rzeczy. W tamtej siedmiolatce zaczął kształtować wrażliwość i empatię, a także pokazał przyjaźń i odwagę wartą naśladowania. Bezsprzecznie jest to mądra książka, która ukazuje świat w sposób czysty i pozbawiony fałszu. W tym tomie jest jeszcze bardzo wyraźny podział na dobro i zło - wiemy, kogo powinniśmy nienawidzić, a komu kibicować.

      Czy mi się podobało, po raz nie wiem który? Oczywiście! Żadna część "Harry'ego" nigdy mi się nie znudzi i, mimo że pierwsza nie jest moją ulubioną, była warta powrotu na znane już strony. Przeczytam ją jeszcze z pewnością nie raz i jestem z tego dumna :P Oceny nie wystawię, bo dla mnie każda część tej serii zasługuje na 6+.

PS: Książkę mam jeszcze w starej, podniszczonej okładce - dużo przecierpiała, gdy musiałam chować ją przed tatą :>
PPS: Czy jestem jedyną osoba, która śmieje się jak głupia na fragmencie "Mars jasno dziś płonie"? :D Dla mnie centaury to po prostu mistrzostwo :3

piątek, 11 lipca 2014

Alohomora!

Hmm, od czego by tu zacząć... może powiem po prostu: witam na moim blogu :D

      Do założenia bloga o tematyce książkowej zbierałam się już od dawna. Zawsze jednak było jakieś "ale": a to za dużo nauki, a to wyjazd, mało czasu... Tak naprawdę powód braku działań w tym kierunku był jeden: nie wierzyłam, że potrafię pisać porządne, rzetelne recenzje. Szczerze mówiąc, nadal w to nie wierzę (tak, nie ma to jak pewność siebie :D), ale po przygodach z blogiem kulinarnym zdałam sobie sprawę, że publikowanie postów to jednak niezła frajda. Poza tym, trzeba sobie znaleźć jakieś kreatywne hobby, prawda? ;)

      A więc zakładam bloga! Mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna osoba, która będzie go śledziła, chociaż przy takim natłoku blogerów w blogosferze są małe szanse :< Mimo wszystko, lubię się dzielić swoimi przemyśleniami, a o książkach raczej nie mam z kim pogadać, więc postaram się dodać kilka postów miesięcznie. Nie będzie stosików książkowych, bo jestem za mało systematyczna, poza tym, czeka mnie liceum i nauka :D Ale będą oceny i zdjęcia (tak myślę :P), a to zawsze coś ;)

      To teraz może krótki introducing (ach, te zapożyczenia!): Jestem FragOla, mam 16 lat i od 7 roku życia kocham czytać książki. Moje serce należy głównie do fantasy (wychowywałam się na "Harrym Potterze" i "Władcy Pierścieni" ^^), ale czytam praktycznie co mi wpadnie w ręce (tak, ulotki i opakowania szamponów też :D). Uwielbiam także chodzić do kina, choć nie na ekranizacje, bo psują moją idealną wizję bohaterów i miejsc (wyjątkiem są filmy Petera Jacksona, które wielbię), a także oglądać bajki Disneya, coś tam od czasu do czasu napisać, no i gotować, w wyniku czego narodził się mój pierwszy blog. I to chyba tyle o mnie - czas przejść do rzeczy!

Ogłaszam uroczyście otwarcie Sezamu z moimi książkami: Alohomora! :3

FragOla <3