W dzisiejszym poście zamieszczam dwie recenzje jednocześnie, ponieważ w związku z wakacjami i gwałtownym atakiem lenistwa pierwszej nie opublikowałam od razu ;) Miłego czytania!
Alexandra Bracken - "Nigdy nie gasną" oraz "Po zmierzchu"
"Nigdy nie gasną"
Mrok kryje się w każdym z nas. Łatwo o tym zapomnieć, kiedy siedzi się wygodnie w fotelu i rozwiązuje krzyżówki; są jednak sytuacje, które wyzwalają w nas ciemną stronę, obnażają wszystkie ułomności ludzkiej natury i uwalniają najgorsze instynkty. Wojna, głód, choroby - wszystkie najgorsze plagi tego świata sprawiają, że ludzie kradną i zabijają niemal bez opamiętania. Nawet ci, którzy zawsze kierowali się niezłomnie swoim sumieniem i żyli moralnie, często gubią się we własnym umyśle i robią rzeczy, o które nigdy byśmy ich nie podejrzewali. W takich sytuacjach zadawać można wciąż jedno pytanie: co robić, by przetrwać, zachowując przy tym swoje człowieczeństwo? Jak żyć dobrze w czasach wielkiego zła?
Z tym dylematem musi radzić sobie Ruby przez niemal cały drugi tom „Mrocznych umysłów“. W „Nigdy nie gasną“ główną bohaterkę oglądamy w momencie, kiedy jest już po sześciomiesięcznym szkoleniu w Lidze Dzieci. Zostaje jej powierzona niezwykle niebezpieczna, ważna misja - musi odzyskać pendrive’a z zapisem tajnych danych. Żeby jednak to zrobić, konieczne jest odnalezienie Liama, o którym Ruby stara się bezskutecznie zapomnieć. Dziewczyna rusza więc na poszukiwania, podczas których niejednokrotnie będzie gubić się w plątaninie własnych uczuć i myśli oraz walczyć nie tylko z silniejszymi od siebie przeciwnikami, ale także często z własnym sumieniem i moralnością.
Akcja książki jest wartka, rzadko zatrzymuje się na jakiś postój - pędzi do przodu, nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. To powieść dla tych, którzy nie lubią odpoczywać podczas czytania. Początek jest bardzo chaotyczny i powiedziałabym nawet - choć pewnie będę posądzona o czepialstwo - że niemal niemożliwy do zrozumienia. Gubiłam się przez pierwsze trzy rozdziały w pogmatwanej akcji i niechronologicznie ułożonych wydarzeniach, na szczęście później wszystko się ustabilizowało. Zdarzały się fragmenty, w których nie nadążałam za narracją, ale w gruncie rzeczy wszystko zrozumiałam. Całokształt fabuły bardzo mi się podobał - autorka musi mieć gdzieś na swoim podwórku jakąś niewyczerpaną studnię pomysłów, do której wciąż sięga. Wprowadza ciekawe, liczne wątki poboczne, wymyśla nowe intrygi i mroczne wydarzenia, nieraz zaskakując czytelnika. Akcja była o wiele szybsza, ciekawsza i po prostu lepsza od tej w „Mrocznych umysłach“.
W przypadku poprzedniego tomu napisałam, że język był pospolity i potoczny. Po przeczytaniu sequelu stwierdzam, że albo miałam zły dzień, albo styl Alexandry Bracken znacząco się poprawił. Opisy stały się plastyczniejsze i mniej lakoniczne, a sam sposób prowadzenia narracji stał się przyjemniejszy dla oczu. Ruby wciąż lubi rozmyślać nad swoją niedolą, ale tym razem jest to o tyle zrozumiałe, że nieraz naprawdę ma nad czym rozmyślać. Główna bohaterka dojrzewa, przestaje być niepewną, roztrzęsioną dziewczynką z obozu Thurmond, a staje się zdecydowaną wojowniczką. Jej dylematy stają się więc o wiele ciekawsze, a jej myśli są bardzo intrygująco wprowadzone do utworu. Głównym problemem Ruby staje się konflikt między wolą przetrwania i zemsty a moralnością, siłą wewnętrzną a sumieniem. Czy powinno się wykorzystywać swoje zdolności, by odpłacać się swoim oprawcom pięknym za nadobne? Jak daleko można posunąć się w brutalności, by nie zmieniła się ona w zło? Czy własne szczęście może być okupione ceną nieszczęścia innych? Wszystkie te pytania główna bohaterka zadaje sobie przez cały tom, co sprawia, że powieść staje się intrygująca nie tylko pod względem akcji, ale także psychologii człowieka. Każde zachowanie Ruby w ekstremalnej sytuacji zabarwione jest wahaniem lub wyrzutami sumienia, dzięki czemu wszystko nabiera autentyzmu.
W kwestii bohaterów także wiele się zmieniło - wprawdzie nie udało mi się jeszcze w pełni polubić Ruby, ale stała się ona, jak już napisałam, zdecydowanie ciekawszą postacią. Liam i Pulpet wciąż mnie nie zachwycają, a skoro jestem już przy nich, muszę wyznać, że wątek romantyczny w książce jest dla mnie średnio zrozumiały. Dlaczego Liam i Ruby wciąż się nawzajem odrzucają, skoro każde z nich jest nieszczęśliwe osobno? Ich związek nie jest zabroniony przez nic ani nikogo, a w dodatku stanowią świetną parę, mogli by więc skończyć ze swoją romantyczną ascezą i wreszcie zejść się na dobre. Cóż, bardzo im kibicuję. Na szczęście w książce pojawia się kilkoro ciekawszych bohaterów - poznajemy m. in. uroczego Cole’a Stewarta, który jest jeszcze nieco niedopracowany, ale ma ogromny potencjał. Clancy Grey, podobnie jak Ruby, w tym tomie nieco zyskuje, pojawia się też barwna postać Vidy. Ja osobiście uwielbiam również Jude’a, który ma w sobie coś przyciągającego i jest niesamowicie uroczą, autentyczną i bardzo dopracowaną postacią.
W recenzji „Mrocznych umysłów“ napisałam, że mam nadzieję, iż „dalsza historia rozwinie skrzydła i wyrwie czytelnikom serca w całości“. Cóż, nadzieja umiera ostatnia, i słusznie - „Nigdy nie gasną“ nie zawiodło moich oczekiwań. Druga część serii podobała mi się o wiele bardzie niż pierwsza i mam nadzieję, że ta tendencja wzwyż się utrzyma. Czekam z niecierpliwością na trzeci tom trylogii (po takim zakończeniu ciężko nie czekać!), a wszystkim fanom antyutopii radzę jak najszybciej zapoznać się z książkami Alexandry Bracken.
Ocena: 5+/6
"Po zmierzchu"
Po „Zmierzchu“ ... nadchodzi trzeci tom „Mrocznych umysłów“! Przepraszam, to był taki głupi żarcik sytuacyjny. Nienawidzę porównań do „Zmierzchu“. W ogóle nie cierpię porównań. Cóż, teraz już chociaż wiecie, że będę pisała o „Po zmierzchu“ ;)
Każda historia kiedyś się kończy. W przypadku historii Ruby kończy się ona grubym tomem w czerwono - czarnej okładce, zatytułowanym tajemniczo i z lekka dramatycznie „Po zmierzchu“. Jego strony otwierałam z mieszaniną lęku i zaciekawienia, bo, jak wiadomo, ostatnie części antyutopijnych serii są zwykle bardzo krwawe. Byłam gotowa na łzawe pożegnania, brutalne śmierci i okrutne zdrady. Wierzyłam, że książka rozłoży mnie na łopatki i nie oszczędzi nawet resztek moich uczuć... Czy pokładałam swoją wiarę na próżno, czy książka rzeczywiście wypędziła ze mnie wszelkie szczątki optymizmu?
„Po zmierzchu“ opowiada o ostatnim etapie walki dzieci z prezydentem Greyem. Siedziba Ligi Dzieci została zniszczona, a dorośli agenci zwracają się przeciwko młodym rewolucjonistom. Garstka dzieci ocalonych z obozów i nieliczni agenci wciąż jednak chcą walczyć z niesprawiedliwym systemem. Ukryci w ostatniej możliwej kryjówce Cole i Ruby stoją na czele opozycji i razem planują odbicie dzieci z obozów rehabilitacyjnych. Każde z nich ma jednak własny cel: Ruby obsesyjnie myśli o wyzwoleniu Thurmond, Cole wciąż zmaga się ze swoją naturą Czerwonego, a Liam w poczuciu wykluczenia realizuje własne pomysły na walkę z prezydentem. Ukrywane żale i emocje boleśnie splatają się z nieuniknioną wojną, a nadzieja na wygraną staje się coraz słabsza. Wygrana wymaga ofiar, a każdy będzie musiał je złożyć na swój sposób.
Gdybym miała stworzyć ranking książek z tej serii, „Po zmierzchu“ znalazłaby się na drugim miejscu. Nie przebiła ona niestety „Nigdy nie gasną“, a szkoda - miała potencjał, i to duży. Drugi tom wspominam jednak lepiej, przede wszystkim dlatego, że więcej się działo - w „Po zmierzchu“ akcja niemal cały czas toczy się w tym samym miejscu i skupia się głównie na rozterkach i intrygach głównych bohaterów. Nie powiem, żeby było to nudne, bo pani Bracken potrafi utrudnić swoim postaciom życie, ale mimo wszystko ciekawsze dla mnie były wydarzenia w poprzednim tomie. Jeśli chodzi o samą fabułę, była bardzo dobra, obfitowała w zagadki i zwroty akcji, dzięki którym chciało się czytać dalej.
Wspomnę może o wątku romantycznym. Przede wszystkim, ogromny plus dla autorki, że przez całą serię nie wprowadziła do utworu trójkąta miłosnego! Nienawidzę ich tak straszliwie, że zawsze mam ochotę rzucać książką, gdy na jakiś natrafię. Bracken udało się nie przyprawić mnie o białą gorączkę ciągłym rozpaczliwym wybieraniem między dwoma idealnymi mężczyznami, choć momentami miałam wrażenie, że główna bohaterka kręci nieco także z drugim bratem Stewartem. Na szczęście wątek romantyczny był w porządku, mnie osobiście irytowała tylko trochę Ruby, która ciągle wynajdywała w swoim związku jakieś problemy. No i, słodki Jezu, czy ona nie widziała, że Liam jest zazdrosny o własnego brata? Czy nie mogła z nim porozmawiać i wyjaśnić mu, że nic nie ma między nią a Cole' em? Ech, kobiety... Cóż, miłości w książce mieliśmy pod dostatkiem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że autorka zafundowała nam także drugą parę (od początku wiedziałam, że oni będą razem ;D)
Wiadomo powszechnie, że niełatwo jest napisać dobre zakończenie, takie, które usatysfakcjonowałoby zarówno autora, jak i czytelników. Zakończenie pani Bracken nie jest idealne - to typowy amerykański happy end, który z pewnością zawiedzie co bardziej wymagających odbiorców. Choć można podsumować je zdaniem „a bohaterowie radośnie odeszli w stronę zachodzącego słońca“, uważam, że nie warto się tego czepiać. Jako zagorzała fanka Disneya kocham szczęśliwe finały i w gruncie rzeczy cieszę się, że bohaterowie choć częściowo zostali obdarzeni uśmiechem losu. Zresztą oprócz baśniowego końca warto wziąć pod uwagę to, że wcześniej nic nie szło po myśli postaci i życie dokopywało im co chwilę. O dziwo, książka mimo brutalności nie obfitowała w wiele tragicznych śmierci - mnie poruszyła właściwie tylko jedna, okrutna i zaskakująca (jeśli czytaliście, to wiecie, o kim mówię).
Cóż, były zdrady, były pożegnania i śmierć. Bez wcześniej wspomnianych epitetów, ale jednak. „Po zmroku“ nie powaliła mnie na ziemię i nie wpędziła w depresję, okazała się też nieco gorsza od poprzedniczki. Miała jednak to, co lubię w tego typu książkach, to połączenie akcji i emocji, które napędza we mnie chęć do dalszego brnięcia w historię. Nie żałuję czasu spędzonego z powieścią i czekam na następne - mam nadzieję - dzieła Alexandry Bracken. Może następnym razem pojawi się tam jakiś bohater, który zawładnie moim sercem niczym Syriusz Black czy Will Herondale? Kto wie?
PS: Dlaczego główna bohaterka zawsze musi zemdleć podczas ostatecznej akcji???
Ocena: 5/6