"Niektórych książek wystarczy skosztować, inne się połyka, a tylko nieliczne trzeba przeżuć i strawić do końca" - Cornelia Funke "Atramentowe serce"
La Sesame, czyli skarbiec moich książek i kilka słów o nich :D
wtorek, 31 marca 2015
Strażnicy historii
D. Dibben - "Strażnicy historii: Chiński Ekspres"
Zawsze byłam rozdarta między dwiema rzeczami. Z jednej strony kusił mnie pomysł rzucenia wszystkiego, wyruszenia w świat i przeżywania przygód, z drugiej zaś przyjemna była myśl o życiu podobnym do życia wszystkich innych - codziennym wracaniu do domu, stabilizacji, spaniu i gotowaniu bez ograniczeń oraz przeżywaniu wzniosłych historii tylko w książkach. Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji, jednak jak na razie uparcie realizuję drugą opcję. Kto wie, może za 50 lat obudzą się we mnie dawno uśpione pragnienia i stanę się siedemdziesięciolatką żądną ekstremalnych wrażeń? Cóż, coś z awanturnika z pewnością w sobie mam - uwielbiam czytać i oglądać o przygodach; dalekie kraje, tajemnicze stworzenia, piraci czy podróże w czasie to zdecydowanie coś dla mnie. To własnie ta awanturnicza żyłka popchnęła mnie do sięgnięcia po kolejną już część „Strażników historii“ Damiana Dibbena.
Książka jest trzecią już opowieścią o przygodach Jake’a Djonesa i jego przyjaciół. Tym razem grupa młodych Strażników Historii wyrusza w podróż do XVII - wiecznych Chin, by powstrzymać złego Xi Xianga przed zniszczeniem historii i zdobyciem potężnego klejnotu, Lazurytowego Węża, który może być do tego kluczem. Jake ma jednak również własny cel: chce odnaleźć dawno zaginionego brata Filipa, którego widziano ostatnio właśnie w towarzystwie tego złoczyńcy. Jakie dziwy czekają na młodych podróżników w barwnym, orientalnym Kantonie? Czy uda im się zrealizować postanowienia misji, czy ktoś im w tym przeszkodzi? I czy wszyscy z tej wyprawy wyjdą bez szwanku?
Powieść ma dość prosty schemat: podróże w czasie, przygody, zagadka, młodzi bohaterowie ratujący świat przed złem, a wszystko to okraszone milionem nastoletnich pytań i emocji. Gdybym miała ją klasyfikować, przydzieliłabym ją do kategorii młodzieżowej przygodówki - jest pisana tym charakterystycznym dla YA językiem, nieco naiwna i, przede wszystkim, opowiada w dużej części o nastolatkach i ich perypetiach. Nie jest to zdecydowanie lektura dla pana „Czytam tylko klasykę“ czy pani „Ambitna literatura to moje drugie imię“, bo zbyt wiele z literatury wysokiej się tu nie znajdzie. Książka jest bardzo prosta, łatwa w odbiorze, a przez to także i przyjemna - idealna na wolny wieczór, bez konieczności długiego nad nią rozmyślania.
Największym minusem książki jest zdecydowanie jej język. Choć powieść młodzieżowa powinna charakteryzować się jego lekkością i prostotą, to tutaj było tego momentami nieco za dużo. Prostota przeradzała się w prostactwo, dialogi były niekiedy mocno nienaturalne, a opisy zbyt dokładne i bez polotu. Kilka razy miałam silne skojarzenie z książkami Flanagana, u którego język również nie jest na wysokim poziomie, za to czytelnik ma wrażenie, że autor stara się go ogłupić fragmentami typu „To jest klamka. Klamką otwieramy drzwi, gdy są zamknięte“. Oj, nie, tego w książkach nie lubię, podobnie jak zdań zaczynanych od spójników i tych przelatujących mi bez zrozumienia przed oczami. Choć może za dużo wymagam, książka jest w końcu kierowana również do młodszych ode mnie odbiorców. Być może też te nieskładne zdania są winą tłumacza, tego jednak nie mogę stwierdzić, bo nigdy nawet nie widziałam na oczy oryginału.
Rzecz ma się podobnie z bohaterami - kilku nawet polubiłam, inni są mi obojętni, ale niektórych zdecydowanie nie mogłam znieść. Denerwowała mnie Yoyo ze swoją pychą i sztucznością, a jeszcze bardziej nie lubiłam jej we fragmentach, w których Jake rozpływał się nad jej cudownością. Inaczej z kolei było z Nathanem, którego szczerze pokochałam (i wyrażałam to zawzięcie, śmiejąc się przy każdej scenie z jego udziałem), ale który niestety wyszedł autorowi tragicznie nienaturalny. Cóż, ludzie są różni, ale chyba nigdy nie widziałam prawie dorosłego chłopaka, który tak głośno i namiętnie rozczulałby się nad swoją fryzurą. Jake może nie znalazłby się w poczcie moich ulubionych książkowych postaci, ale oceniłabym go jako „nawet spoko gościa“ - przypominał mi bardzo Willa ze „Zwiadowców“. Największy problem mam jednak z Xi Xiangiem, którego, jak bardzo bym się nie starała, nie potrafiłam uznać za czarny charakter. Zamiast budzić grozę, przyprawiał mnie o śmiech, szczególnie gdy poprawiał szminkę na ustach - zawsze stawał mi wtedy przed oczami klaun w kimonie i całe napięcie się rozpływało. Miał też jedną bardzo typową dla złej postaci, choć powieloną chyba w każdej książce, wadę - zupełnie bez sensu i w złych momentach zaczynał streszczać swoim wrogom wszystkie swoje plany. Nie, wcale nie dlatego każdy czarny charakter ginie, proszę mówić dalej, panie Xi. Gdybym więc miała podsumować bohaterów, okazali by się oni ciekawi, sympatyczni i różnorodni, niestety mało przy tym autentyczni.
Co więc sprawiło, że książka jednak mi się podobała? Jedno Dibbenowi trzeba przyznać - ma pomysł. Może gorzej z jego realizacją, ale w gruncie rzeczy książkę czyta się szybko i przyjemnie, akcja pędzi do przodu, a przy okazji czytelnik zostaje porwany w głąb historii, dowiadując się wielu ciekawych faktów. Ja cenię takie książki przede wszystkim za to, że odrywają mnie od rzeczywistości i sprawiają, że zaczynam marzyć o podróżach, przygodach i adrenalinie buzującej w żyłach, jak gdybym zaraz sama miała dołączyć do Strażników Historii i popłynąć z nimi na kolejną wyprawę. Śpieszno nam do krytykowania, taka już smutna prawda, w ostatecznym rozrachunku jednak powieść podobała mi się pod wieloma względami. Zawsze, gdy czytam coś tego typu, powracam myślami do czasów szkoły podstawowej, gdy na wszystko miałam czas i codziennie czytałam inną książkę o innych bohaterach i innych przygodach, a moim ulubionym filmem był „Sindbad: Legenda Siedmiu Mórz“(no dobra, tak naprawdę nadal jest jednym z moich ulubionych filmów :D). Należy też wspomnieć o tym, że podróże w czasie to bardzo niewdzięczny temat, a Dibben dobrze sobie z nim poradził i wybrnął z tego tematu bez większych potknięć. „Strażnicy historii: Chiński Ekspres“ to więc wspaniała historia o młodości i ludziach ciekawych świata, o rzeczach, które w głębi duszy chciałby robić każdy z nas... Bo kto nie chciałby przeżywać pierwszych miłości i czasów dojrzewania w starożytnym Rzymie czy w XVII - wiecznym Londynie?
Moja ocena: 4/6
Subskrybuj:
Posty (Atom)